paź 24 2009

kilka słów wstępnych


Komentarze: 0

Moim sposobem na wyciszenie się i nabranie dystansu do zabieganego świata jest robienie bransoletek przyjaźni. Ich wykonanie wymaga pewnej dawki cierpliwości, więc gdy mi jej brakuje stosuję zasadę 'klin klinem'...i działa!

Nauczyłam się wiązania supełków z muliny już we wczesnej podstawówce, lecz to był tylko prościutki ścieg (ukośne pasy). Innego wzoru nauczyłam się przez czysty przypadek..:) W przeładowanym pociągu stałam na korytarzu i tak z nudów obserwowałam otaczających mnie ludzi. W pewnym momencie zerkam do przedziału, a tam jakiś studencik przypina agrafkę do spodni i zaczyna robić bransoletkę! Od tego momentu już się w pociągu nie nudziłam, bo całą uwagę skupiłam na tym, co on robi. Nie miałam przy sobie niczego nawet mulinopodobnego, więc robiłam wszystko żeby tylko zapamiętać kolejne ruchy jego dłoni i bieg nici. Musiało to śmiesznie wyglądać jak tak stałam wpatrzona, ale to akurat było dla mnie zupełnie nieistotne :) Zresztą on chyba tego nie widział, bo oczu nie odrywał od swojej szybciutko powstającej bransoletki. Gdy już dotarłam do domu to oczywiście od razu zaczęłam sprawdzać to, co mi jeszcze w głowie zostało. I ku mojej ogromnej radości udawało mi się! W tym momencie myślałam, że poznałam wszystkie tajniki robienia bransoletek przyjaźni.. Do momentu, gdy kolejne kilka lat później, jako 15-letnie stworzenie, przypadkiem natrafiłam na książkę ("Bransoletki przyjaźni" Sigrid Hennke), w której poza supełkiem 'w prawo' i 'w lewo' zaprezentowane były supełki 'zwrotne', które uruchomiwszy wyobraźnię potrafiły z niteczek wyczarować małe cudeńka. Natomiast już zupełnie niedawno zaczęłam do bransoletek wplatać różne koraliki, a z czasem pewnie znowu dowiem się czegoś nowego...oby! :)

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz